Błyszcząca i błękitna wstęga rzeki wijąca się obok miasta dodawała mu niepowtarzalnego uroku. Rzeka zamierała zimą, tworząc lodowisko będące ulubionym miejscem zabaw dzieci. Zdarzało się jednak, że groziła mieszkańcom pobliskiego miasteczka, zabierając zatroskanym rodzicom córkę lub syna. Miejskie władze próbowały zapobiec kolejnym wypadkom, lecz bezskutecznie. Wraz z odejściem srogiej i mroźnej zimy, rzeka stawała się znów łagodna. Lód skuwający jej powierzchnię kruszał. Kry płynęły w stronę morza, zwiastując przedwiośnie. Na taflach lodu często przysiadały czarne wrony i kruki przeglądając się w nich, niczym w lustrze. W końcu nadchodziła upragniona wiosna. Zieleń wokół rzeki dodawała jej uroku. Nad rzeką urządzano pikniki. Kiedy nadeszło lato była wspaniałym miejskim kąpieliskiem. Pożółkłe liście płynące po rzece i odbicie szarego nieba zwiastowało nadejście jesieni. Kiedy drzewa gubiły ostatnie liście, rzeka pokrywała się lodem. Jest jedynym miejscem lat dzieciństwa i dojrzewania, które zapadło mi w pamięć. Często chodziłem tam z rodzicami. Kiedy mama przygotowywała piknikowy kosz wiedziałem, że wybieramy się właśnie w to miejsce. Kiedy miałem kilka lat, rodzice pozwolili mi na kąpiele w rzece. Później chodziłem tam z kolegami, często tylko po to, żeby podglądać koleżanki. Teraz wracam do rodzinnego miasta. Nie z powodu tęsknoty za rodzicami. Oboje nie żyją od kilkunastu lat. Wracam, żeby zobaczyć tę rzekę. Zestarzałem się, a rzeka wciąż wygląda tak samo. Woda w rzece płynie, podobnie jak czas. Otoczenie rzeki zmieniło się przez ostatnich kilkadziesiąt lat, ale ona sama nie. Rzeka zasypia jesienią, zamiera w zimie, aby obudzić się na wiosnę i cieszyć latem. Cykl trwa nieprzerwanie od dziesiątek lat i tylko Bóg jeden wie, ile jeszcze będzie trwał. Natura dała jej zdolność do odradzania się. Człowiek takiej zdolności nie posiada. Dzieciństwo jest wiosną i budzeniem do życia. Później następuje lato, czyli czas ciężkiej pracy, aby w okresie dojrzałości zebrać plony. A kiedy i ten czas minie, nadchodzi zima życia – czas umierania, ale bez nadziei na odrodzenie, a przynajmniej nie w tej samej postaci.